Pułapka akwizycji: druga strona medalu
Wysokie zarobki i zero życia towarzyskiego
Obecnie bardzo dużo ofert pracy przedstawiających przyszłą karierę jako świetlaną i usłaną różami dotyczy właśnie różnego rodzaju akwizycji. Sprzedaż czy promowanie produktu, najczęściej w domu klienta, wiąże się z koniecznością spędzania praktycznie całego dnia poza domem, w terenie, chodząc od mieszkania do mieszkania i namawiając na dokonanie zakupu czy podpisanie umowy. Praca jest niewdzięczna i często opiera się na tym, że klienta trzeba po prostu zbałamucić – żeby nie powiedzieć, że oszukać. Przeważnie zarabia się wyłącznie na prowizjach, brak jest podstawy, czyli jeśli nie uzyska się w tygodniu lub innej jednostce rozliczeniowej wymaganej ilości umów/transakcji, można nie dostać wcale pieniędzy albo bardzo mało. Wskutek takiego modelu działania, pracownicy są zmotywowani do tego, by za wszelką cenę sprzedać produkt – często kosztem własnego sumienia.
„To było jak sekta, nie polecam!”
Osoby, które pracowały w takim systemie i zmieniły pracę, niezbyt miło wspominają swoją przygodę. W ich wypowiedziach pojawiają się nawet porównania do sekty. W pracy tej dużą rolę odgrywa określona motywacja, budowana przez codzienne spotkania wypełnione wspólnym śpiewaniem piosenek, klaskaniem, przekonywaniem się wzajemnie o tym, że podąża się drogą do naprawdę dużych pieniędzy. Takie spotkania mają zbudować właściwą atmosferę i wywołać przekonanie, że nie ma sensu zajmować się czymś innym poza pracą. W dodatku szefowie zniechęcają do utrzymywania kontaktów towarzyskich, gdyż inne osoby mogą rozpraszać oraz próbować wpłynąć negatywnie na motywację.
Praca jak praca, ale trzeba być zdeterminowanym i nie mieć życia, poza tym wymagają noszenia na co dzień garnituru, a to jest bardzo męczące.
Też miałam taką przygodę – miała być praca biurowa, a wywieźli mnie za miasto i kazali sprzedawać abonament N+ ;p Więcej tam nie poszłam.